Nowacka podpalila lont – edukacja zdrowotna ma zdeprawować dzieci

Tuż przed 1.11, w ostatniej chwili, po cichu MEN opublikowało projekt rozporządzenia o  dwóch nowych OBOWIĄZKOWYCH od września 2025 przedmiotach, gdzie prezentuje ich podstawy programowe:

https://legislacja.rcl.gov.pl/projekt/12391102

https://legislacja.rcl.gov.pl/projekt/12391100

Minister wyznaczyła zarazem najkrótszy z możliwych termin konsultacji publicznych – do 21.11. Nie uwzględniono nawet dwóch dni wolnych w tym terminarzu – byle szybciej….

Nie są to konsultacje społeczne na szeroką skalę – jak przy profilu absolwenta, ale tylko takie, które odbyć się muszą. Każdy jednak ma prawo napisać do MEN i wyrazić swój sprzeciw dla tej obrzydliwie nachalnej, permisywnej edukacji seksualnej ukrytej pod pojęciem zdrowia! kancelaria@men.gov.pl

Wstępnej analizy projektu dokonała Hanna Dobrowolska, ekspertka z Ruchu Ochrony Szkoły, koordynator KROPS:

Petycje, apele, protesty przeprowadzone w ciągu ostatnich kilku miesięcy w sprzeciwie wobec zapowiadanej od dłuższego czasu obowiązkowej tzw. edukacji zdrowotnej nie przyniosły efektu. Przedmiot opracowany przez zespół prof. Izdebskiego zawiera komponent w postaci edukacji seksualnej, który pod szyldem dbałości o zdrowie uczniów skrywa erotyzację i deprawację dzieci oraz narusza prawa rodziców gwarantowane w Konstytucji RP.

W ostatnim dniu października, tuż przed świątecznym czasem zaduszkowych zamyśleń dla jednych, a dla drugich – w porze satanistycznych obrzędów zwanych Halloween, już po godzinach urzędowania MEN – minister Nowacka podpaliła lont. Upublicznione zostały podstawy programowe nowego obowiązkowego – podkreślmy! – przedmiotu, jaki od kl.4 wzwyż, w wymiarze 1 godziny tygodniowo ma być realizowany w polskich szkołach podstawowych. Projekt będzie kontynuowany w szkołach średnich. Likwidacji ma ulec dobrowolnie dotychczas wybierany przez rodziców przedmiot „Wychowanie do życia w rodzinie”.

W dniu ogłoszenia projektu 31.10 trwały jeszcze konsultacje tzw. „profilu absolwenta”, który miał być ponoć podstawą wszelkich zmian wprowadzanych w przyszłości w oświacie. Szeroko reklamowany i dyskutowany miał stwarzać wrażenie liczenia się z opinią społeczną w kwestiach oświatowych. Ta zbieżność terminów jawnie podważa wiarygodność prowadzonych konsultacji na temat „profilu” i doszczętnie kompromituje MEN. Cały deprawacyjny i pseudozdrowotny projekt był już wówczas gotowy, a hasła związane z profilem stanowiły jedynie zasłonę dymną dla działań właśnie przeprowadzanych przez resort.

Projekt podstawy programowej edukacji zdrowotnej ujrzał światło dzienne i…  natychmiast przeraził pedagogów i nauczycieli!

Tzw. „edukacja zdrowotna” z elementami edukacji seksualnej to realizacja modelu radykalnie permisywnej edukacji seksualnej. Ma akcenty skrajnie gorszące, wywołuje przedwczesne zainteresowanie tematyką seksu, wtajemnicza w meandry perwersyjnych praktyk  i prowadzi ucznia na zdrowotne manowce, o czym za chwilę na podstawie cytatów. Ponadto edukacja seksualna – inaczej niż w wychowaniu do życia w rodzinie  – przywołana jest tu wyłącznie w kontekście zdrowia [a raczej pseudozdrowia] i  wyrywa kwestie seksualności z kontekstu społecznego. W efekcie pozbawi to młodego człowieka umiejętności założenia rodziny i podjęcia odpowiedzialnego rodzicielstwa.

Zdrowie seksualne przedstawiane według pornografizujących standardów WHO, erotyzacja, skupienie uwagi ucznia na przyjemności bez odpowiedzialności oraz utożsamianie własnego dobrostanu z zadowoleniem o seksualnym podłożu – to cechy nowego przedmiotu zaproponowanego przez resort oświaty.  

Na początek  bulwersujący przykład z podstawy programowej dla  kl.4-6:

identyfikuje zmiany dotyczące dojrzewania należące do normy medycznej (np. różne tempo wzrostu, zmiana sylwetki, ginekomastia, nocne polucje, mutacja, wzmożone pocenie się, zmiana zapachu, mimowolne erekcje, owłosienie, wzrost piersi, pojawienie się miesiączki, trądzik, zachowania autoseksualne)”.

Wymienione na samym końcu listy zmian „należących do normy medycznej”, z jakimi ma zapoznać się uczeń w kl.4-6, zachowania autoseksualne, czyli inaczej: „masturbacja (inaczej: onanizm, ipsacja, samogwałt) to zachowanie polegające na pobudzaniu narządów płciowych do osiągnięcia satysfakcji seksualnej (orgazmu)”.

To pierwsze z brzegu wyjaśnienie podsuwane przez internet. Zapewne tam sięgnie uczeń, chcąc wyjaśnić nieznany termin, a może nowy podręcznik do edukacji zdrowotnej wyjaśni to jeszcze dokładniej? Może nawet z poglądowymi ilustracjami? Wszak najpierw uczeń musi poznać tę lub podobną definicję, by następnie zakwalifikować zachowania autoseksualne [praktyki samogwałtu] do należących do normy medycznej.

Norma jest powszechnie stosowaną zasadą lub typowym zachowaniem, pewnym standardem. W tym wypadku jest nim – według resortu Nowackiej – masturbacja.

Masturbacja, nazywana jeszcze czterdzieści lat temu nie inaczej niż samogwałtem, to nie tylko – według propozycji zespołu prof. Izdebskiego – zwykły przejaw dojrzewania mieszczący się w normie medycznej, ale coś, co należy akceptować i postrzegać pozytywnie. Właśnie taki skandaliczny i gorszący przekaz otrzyma uczeń w wieku od 9 do 12 roku życia w polskiej szkole w ramach obowiązkowego przedmiotu, według projektu minister Nowackiej.

Zamiast samogwałtu, czyli gwałtu na samym sobie, przemocy wobec siebie, a według zasad chrześcijańskich – grzesznego czynu rozwiązłości – uczeń dowie się o typowym i akceptowanym „zachowaniu autoseksualnym” zmierzającym ku dobrostanowi w okresie dojrzewania. Taki wniosek można wysnuć na podstawie pytania otwierającego rozdział „Dojrzewanie”: Jak akceptować przemiany okresu dojrzewania oraz radzić sobie z jego wyzwaniami i kształtować pozytywny obraz własnego ciała? Skoro tak, to akceptacja przemian okresu dojrzewania [z samogwałtem włącznie] i pozytywny obraz własnego ciała [z jego rozbudzonymi pożądaniami], jest nadrzędnym celem procesu „kształcenia” w zakresie tego przedmiotu.

Dalej nasz 9-latek napotka rozdział pt.: „Zdrowie seksualne”, a w nim  kolejne pytanie wiodące: Jak kształtować pozytywną postawę wobec seksualności człowieka wraz z respektowaniem autonomii cielesnej swojej i innych osób?

W treści rozdziału zawarto kolejne uświadamiające fragmenty:

„charakteryzuje [uczeń] pojęcia: zdrowie seksualne, seksualność i omawia ich pozytywny wymiar w życiu człowieka”.

Przybliżmy pojęcie zdrowia seksualnego według standardów WHO, które stoją za tą permisywną edukacją seksualną i globalnym projektem seksualizacji dzieci:

„W czasie spotkania ekspertów zorganizowanego przez WHO w 2002 roku uzgodniono nową definicję zdrowia seksualnego, która brzmi następująco: „Zdrowie seksualne jest dobrostanem fizycznym, emocjonalnym i społecznym w odniesieniu do seksualności; nie jest jedynie brakiem choroby, zaburzeń funkcji bądź ułomności. Zdrowie seksualne wymaga pozytywnego i pełnego szacunku podejścia do seksualności oraz związków seksualnych, jak również do możliwości posiadania dających przyjemność i bezpiecznych doświadczeń seksualnych, powinno być wolne od przymusu, dyskryminacji i przemocy. [cyt. za: Standardy edukacji seksualnej w Europie – Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem]

Dobrostan w odniesieniu do seksualności, pozytywne podejście do seksualności, szacunek dla związków seksualnych, przyjemne i bezpieczne doświadczenia seksualne wolne od przymusu i dyskryminacji – to istota zdrowia seksualnego, które ma umieć charakteryzować uczeń w kl.4-6.

W jakim celu?

Otóż ten jawnie deprawacyjny wstęp jest konieczny w kl.4-6, by w klasie 7-8 wprowadzić dziecko w świat inicjacji seksualnej i dewiacji oraz zjawisk przemocy seksualnej.

Uczeń 13-15 letni „omawia pojęcie popęd seksualny; wymienia powody, dla których ludzie decydują się na aktywność seksualną, omawia pojęcie orientacji psychoseksualnej i kierunki jej rozwoju (heteroseksualna, homoseksualna, biseksualna, aseksualna); wyjaśnia pojęcia: tożsamość płciowa, cispłciowość, transpłciowość, charakteryzuje metody antykoncepcji, np. mechanicznej, hormonalnej, chemicznej, naturalnej, rozróżnia formy przemocy seksualnej, w tym molestowania seksualnego, a także omawia sposoby reagowania, gdy sam jej doświadcza lub gdy doświadczają jej inni”.

Rozbudzając u młodego człowieka zainteresowanie praktykami seksualnymi twórcy podstawy programowej przedmiotu „edukacja zdrowotna” nic nie mówią o zagrożeniach, jakie się z tym wiążą. O skrajnej nieodpowiedzialności i działaniu na szkodę zdrowia ucznia świadczy fakt, iż rozdzialik o chorobach przenoszonych drogą płciową, jak choroby weneryczne, HIV, HPV, został zakwalifikowany przez zespół MEN jako fakultatywny, do decyzji nauczyciela; nie musi być więc wcale realizowany. Trudno o lepszy dowód na to, iż nie o zdrowie ucznia tu chodzi!

Przykłady można by mnożyć. Potwierdzają one najczarniejsze obawy, jakie zgłaszali rodzice i nauczyciele skupieni w Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły w ciągu ostatnich miesięcy, między innymi składając w sierpniu w MEN petycję dotyczącą edukacji zdrowotnej w zapowiadanej postaci.

By zrozumieć powody, dla których z taką determinacją lewicowa grupa, która zarządza oświatą w Polsce, pragnie ten projekt wprowadzić w życie, przypomnijmy znamienne cytaty z  „Historii Antykultury” Krzysztofa Karonia:

„Warto więc wyjaśnić, jaką rolę odgrywa seks w nowym marksizmie. Człowiek opanowuje najważniejsze umiejętności, w tym umiejętności zaawansowanego myślenia i rozwija pierwsze zachowania społeczne w dzieciństwie, gdy popęd seksualny nie rozprasza jeszcze jego uwagi i nie zakłóca procesu edukacji i wychowania.

Wszystkie nurty psychologii rozwoju, a jest ich wiele, są zgodne co do tego, że do okresu dojrzewania rozpoczynającego się średnio ok. 11-13 roku życia popęd seksualny nie dominuje psychiki dziecka i nie przeszkadza w rozwijaniu innych zainteresowań.

[…] Rozbudzanie popędu seksualnego, szczególnie w dzieciństwie utrudnia proces edukacji i wychowania, ponieważ rozprasza uwagę młodego człowieka, uniemożliwia jego koncentrację, a zatem utrudnia lub uniemożliwia zdobycie wysokich kwalifikacji, co prowadzi do społecznego upośledzenia jednostek w dorosłym życiu i obniżenia średniego poziomu wykształcenia społeczeństwa.

Zaznaczam, że mówimy o zjawiskach w skali społecznej, czyli o zjawiskach statystycznych, a we współczesnym świecie nawet kilkuprocentowe obniżenie ogólnego wykształcenia i wydajności społeczeństwa skazuje je na regres i kolonizację poprzez społeczeństwa o skuteczniejszych systemach edukacji i wydajniejszych gospodarkach.

[…] Bez względu więc na to jaki jest deklarowany cel wczesnej seksualizacji dzieci, jej praktycznym skutkiem jest sztuczne rozbudzanie instynktu, który utrudnia lub wręcz uniemożliwia społeczeństwu zdobycie wiedzy i kwalifikacji koniecznych do produkcji dobrobytu, bez którego hasło wolności staje się pustym frazesem.

Oczywiście te proste prawdy może zrozumieć tylko społeczeństwo, które ma wiedzę o mechanizmach ludzkich zachowań i potrafi racjonalnie myśleć […]”

Podkreślmy kolejny raz: treści  tego przedmiotu są całkowicie sprzeczne z powszechnie pojmowanym „zdrowiem”, a zbieżne z tzw. zdrowiem reprodukcyjnym Agendy 2030 ONZ oraz z groźną „edukacją zmieniającą pojęcie płci” Gender transformative education {UNICEF} Wszystkie ich elementy można dostrzec w podstawie programowej nowego przedmiotu.

Edukacja seksualna w Niemczech rozpoczęła się dawno temu. Kilka lat wstecz ks. Dariusz Oko powiadomił opinię społeczną w Polsce o skandalicznym niemieckim podręczniku szkolnym, który instruował uczniów, jak zaprojektować funkcjonalny dom publiczny.

„Niemcy starają się narzucać wszystkim swoją ideologię. Tak, jak Moskwa narzucała nam wcześniej komunizm, tak teraz Berlin i Bruksela narzucają nam neokomunizm, neobolszewizm, neomarksizm. W tym marksizm kulturowy, czyli gender. Alarmuję, żebyśmy bronili się przed tym zagrożeniem, tą deprawacją, która prowadzi do ateizacji. Konsekwencją jest islam, bo jak ludzie żyją dla seksu, to nie ma dzieci, nie ma rodzin, więc dopuszcza się inwazję muzułmańską. Przestrzegam, żebyśmy nie stali się ideologiczną kolonią niemiecką, a potem muzułmańską” – mówił ksiądz Dariusz Oko w 2018 r. w przejmującym wywiadzie, którego aktualność wobec lektury obecnych pomysłów MEN –  jest porażająca.

Kolejne granice są przekraczane bezustannie. Podczas konferencji, która odbyła się 14 października 2024 r. w Sejmie RP pt. „Polska szkoła. Dekonstrukcja i fundamenty odbudowa” Magdalena Czarnik ze Stowarzyszenia Rodzice Chronią Dzieci opisała model „ekspresji seksualnej” przekazywany uczniom w podręcznikach w szkołach niemieckich. Ten model to promocja perwersji, wulgarności, obrzydliwości.

W tej chwili szkoleni są w Niemczech nauczyciele, którzy mają zająć się dziewczynkami z biedniejszych rodzin, dla których przygotowywana jest rola „towarzyszek seksualnych”. […] – ostrzega na swoim blogu Bożena Ratter z Ruchu Ochrony Szkoły.

Nowy przedmiot w polskiej szkole to pierwszy krok w tym kierunku.

Do rodziców – według ich prerogatyw konstytucyjnych – należy wychowanie dzieci w duchu ich własnych przekonań moralnych, religijnych i wszystkich kwestii wychowania seksualnego. WDŻ jest przedmiotem nieobowiązkowym, tak więc uwzględnia możliwość rezygnacji rodzica w imieniu ucznia z udziału w zajęciach. Obowiązkowa „edukacja zdrowotna” zmusi wszystkich uczniów do zapoznania się z przedstawionymi treściami, i to niezależnie od typu szkoły wybranej przez rodzica. Byłoby to jaskrawe  naruszenie konstytucyjnego prawa rodziców do religijnego i moralnego wychowania i nauczania dzieci [par.48 i 53], czemu powinni się oni zdecydowanie przeciwstawić.

Zgodnie z Prawem oświatowym nauczyciel w swoich działaniach dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych ma obowiązek kierowania się dobrem uczniów, troską o ich zdrowie, postawę moralną i obywatelską, z poszanowaniem godności osobistej ucznia. Jest to jego pierwszy, podstawy obowiązek, pierwotny wobec jakichkolwiek dyrektyw i wytycznych dotyczących pracy z dziećmi i młodzieżą. Nauczyciele mogą być postawieni w sytuacji próby łamania ich sumień, gdy będą chcieli się przeciwstawić realizowaniu deprawacyjnych elementów podstawy programowej z zakresu edukacji zdrowotnej. W każdej sytuacji, w której nauczyciel zostanie zobowiązany do postępowania wbrew wyznawanym zasadom moralnym, religijnym bądź filozoficznym może powołać się na „sprzeciw sumienia”. Nie musi w związku z tym dopełniać jakichkolwiek formalności, wystarczy po prostu złożenie dyrektorowi szkoły oświadczenia, np. o odmowie przeprowadzenia zajęć „wychowania seksualnego” – czytamy w poradniku opracowanym przez Instytut Ordo Iuris „Prawo nauczycieli do postępowania w zgodzie z własnym sumieniem”.

Rozporządzenie – w razie podpisania go w obecnej formie – naruszając prawo, otwierałoby drzwi dla seksualizującej i deprawującej fali mającej zalać umysły przyszłych pokoleń polskich uczniów. Jeszcze nie jest za późno, by postawić temu tamę.

 „Erotyzacja stanowi idealne narzędzie zniszczenia rodziny, kościoła, tradycji, państwa, oraz zburzenia całej dotychczasowej struktury ładu społecznego” – to słowa Wilhelma Reicha, austriackiego komunisty i seksuologa, które warto tu przypomnieć, ku przestrodze.

Do 21 listopada trwają – skrócone przez MEN – konsultacje dotyczące nowego przedmiotu.

Jednak nie tylko do udziału w  konsultacjach wzywamy rodziców i nauczycieli, a do publicznego jednoznacznego sprzeciwu wobec naruszeniom prawa i moralności.

Tekst ukazał się na portalu pch24 dnia 4 listopada 2024 roku: https://pch24.pl/nowacka-podpalila-lont-edukacja-zdrowotna-ma-zdeprawowac-dzieci/