Nie wylewać dziecka z kąpielą! – czyli o pracach domowych

Nie wylewać dziecka z kąpielą! – czyli o pracach domowych Pani Minister Nowacka wraz ze swoim resortem ogłosiła niedawno projekt rozporządzenia zmieniającego Rozporządzenie w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych z 22 lutego 2019 r. Chcąc rzekomo uzdrowić polską edukację, proponuje w nim, aby dzieci w klasach 1-3 szkoły podstawowej nie miały w ogóle zadawanych prac domowych, a starsi uczniowie podstawówek, aby mieli prace domowe nieobowiązkowe. Jeśli jednak uczeń wykona pisemną pracę domową, nauczyciel ma obowiązek ją sprawdzić, ale nie może wystawić oceny, powinien podać wyłącznie informację zwrotną. W szkołach średnich zaś prace domowe pozostają bez zmian. Propozycja pani minister wywołała wiele kontrowersji. Większość osób, zarówno ekspertów, nauczycieli jak i rodziców, wypowiada się krytycznie. Najbardziej zadowoleni są oczywiście uczniowie.

Przygotowaliśmy naszą opinię wspomnianego projektu rozporządzenia,
który oceniamy zdecydowanie negatywnie. Nasze stanowisko oraz przygotowaną na
nasze zlecenie opinię prawną wysłaliśmy do Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Kwestie prawne – sprzeczność z Kartą Nauczyciela

Jeśli chodzi o prawo oświatowe, zwrócić należy uwagę na dwie kwestie: po
pierwsze, projekt rozporządzenia –  jest niezgodny z ustawą,  gdyż brak dla niego delegacji
ustawowej, w szczególności nie stanowi jej powołany w projekcie art. 44 zb ustawy z dnia 7
września 1991 r. o systemie oświaty.
Po drugie, proponowane rozwiązane stoi w sprzeczności z, gwarantowaną każdemu
nauczycielowi mianowanemu przez art. 12 ust. 2  ustawy z dnia 26 stycznia 1982 r. Karta
Nauczyciela, swobodą wyboru takich metod nauczania, jakie uważa za najwłaściwsze spośród
uznanych przez współczesne nauki pedagogiczne. Więcej na ten temat można przeczytać w
poniższej opinii prawnej.


Kwestie merytoryczne – abecadło dla ministry…

Potrzeba prac domowych dla każdego nauczyciela jest kwestią tak
oczywistą, że kuriozalne wręcz jest, że musimy przekonywać o tym zwierzchnika
resortu edukacji. Zostaliśmy jednak do tego zmuszeni, więc prezentujemy poniżej
nasze uzasadnienie dla odstąpienia od proponowanego projektu, który uważamy
wręcz za szkodliwy. Wpisuje się on bowiem idealnie w ogólnoświatowe tendencje
mające na celu znaczne obniżenie poziomu edukacji. To działania, które w Polsce
przybrały na sile po 1989 roku, a które obecnie sprzedaje się w atrakcyjnej formule
„edukacji dostępnej dla wszystkich”, czyli w formule edukacji włączającej
(inkluzyjnej). To właśnie według inkluzyjnego przepisu na edukację należy
wyrównywać poziom, dostosowując go do najsłabszego ucznia. Dokładnie w tym
kierunku idą reformy MEN. Zlikwidowanie obowiązkowych domowych w starszych
klasach to legitymizowanie lenistwa i niesystematyczności, a krzywdzenie dzieci
pracowitych, które zostaną pozbawione możliwości uzyskania dobrej oceny za prace domowe. Istnieje bowiem obawa, że mało kto je będzie zadawał, skoro nie przyniosą
one wymiernego efektu w postaci oceny…

Jak uczeń ma się przygotować do pracy w szkole średniej, gdzie już nikt
się nad nim litować nie będzie, tylko bezlitośnie będzie wymagać odrabiania prac
domowych? Gdzie wyrobiona w wieku 7-14 lat samodyscyplina, systematyczność,
odpowiedzialność? Cechy niezbędne, żeby osiągnąć sukces edukacyjny. Pani
minister chce znacznie utrudnić kształtowanie wspomnianych postaw. A zaczyna już
od klas 1-3, likwidując w ogóle prace domowe. Jak więc dzieci nauczą się pisać, nie
ćwicząc tej umiejętności w domu? Jak posiądą sprawność biegłego czytania, nie
czytając codziennie na głos 15-20 minut? Jak nauczą się tabliczki mnożenia, nie
robiąc żadnych ćwiczeń utrwalających po lekcjach? Wszak to oczywiste, że muszą
trochę pracować w domu. Wydawałoby się, że oczywiste dla wszystkich – a jednak
nie…

Można zasugerować, że odpowiedzialność za jakość kształcenia powinni
więc przejąć rodzice. Ci mądrzy już dawno to zrobili, przenosząc dzieci do szkół
prywatnych czy organizując nauczanie domowe. A reszta? Czy inni rodzice będą na
tyle mądrzy i przygotowani, by sami zadbać o edukację swoich dzieci? Bo widać, że
resortowi wcale już o to nie chodzi, by młodzi Polacy stanowili wykształcone,
inteligentne, krytyczne społeczeństwo.